Jak zawsze obudziłam się o godzinie ósmej. Usiadłam
na łóżku, leniwie się przeciągając, wstałam i podreptałam do łazienki w której
wykonałam wszystkie poranne czynności. Gdy skończyłam, poszłam do garderoby.
Przez kilka minut zastanawiałam się w co się ubrać. Postanowiłam że będzie to zwiewna
różowa sukienka, w końcu idę dziś zanieść podanie do mojej wymarzonej pracy,
więc muszę jakoś wyglądać. Gdy tylko założyłam na siebie wcześniej przygotowany
strój, powędrowałam do łazienki, w której zrobiłam lekki makijaż i ułożyłam
włosy. Poszłam do kuchni, zaparzyłam sobie zwykłą czarną, moją ulubioną kawę.
Gdy zaczęłam pić, zaczął dzwonić dzwonek do drzwi, szybko postawiłam kubek i
pobiegłam zobaczyć kto to. Moim oczom ukazał się listonosz, wręczył mi białą
kopertę, wróciłam do kuchni. Gdy odkładałam kopertę na stół, kubek z kawą się
przechylił i jego zawartość znalazła się na mojej sukience.
-Cholera!- krzyknęłam wkurzona
Szybko pobiegłam do garderoby, stanęłam przed nią,
szeroko ją otwierając. Postanowiłam że założę znów sukienkę, także zwiewną ale
w kwiaty i na to jeansową, króciutką, różową kurteczkę. Włosy zostawiłam tak
jak był, a na nogi włożyłam buty na koturnie. Do małej torebki wrzuciłam mojego
białego iPhone, klucze, chusteczki higieniczne i podanie. Wyszłam z domu,
zamykając go na klucz. Zeszłam po schodach na sam dół, gdy byłam przy samych
drzwiach wyjściowych omal się nie przewróciłam. Ten dzień naprawdę jest już od
samego początku pechowy. Postanowiłam że do biurowca pójdę pieszo. Szłam przez
piękny park, przyglądałam się dzieciom bawiącym się w Fontanie. Nawet nie
zauważyłam kiedy z kimś się zderzyłam. Zamknęłam oczy i byłam gotowa na upadek
ale nic się takiego nie wydarzyło. Otworzyłam oczy i zorientowałam się że leżę
w ramionach jakiegoś chłopaka. Znów, wczoraj Tomas a dziś sama nie wiem kto.
-Nic Ci nie jest? –zapytał
-Nie-odpowiedziałam szybko wyswobadzając się z jego
uścisku
-Przepraszam nie zauważyłem Cię-powiedział lekko się
uśmiechając
-Nic się nie stało-odwzajemniłam jego uśmiech
-Jestem Federico, a ty?
-Violetta
-Ładne imię-powiedział a ja się zarumieniłam i
spuściłam głowę na dół
-Dziękuję, przepraszam Cię ale bardzo się śpieszę
Nie czekałam na jego odpowiedź tylko ruszyłam przed
siebie. Byłam już bardzo blisko biurowca. W końcu będę mogła się wykazać w
obliczaniu rachunków itp. Jeśli mnie tam przyjmą będę księgową, od dawna tym
się zajmuję, oprócz tego uwielbiam też tańczyć. No ale niestety nie mam gdzie
się rozwijać. A praca w teatrze, bądź w jakieś szkole nie za bardzo mi się
opłaca. Nie dała bym rady się utrzymać. No ale praca księgowej to jest coś! Tak
wiem przesadzam. Po prostu od zawsze to uwielbiałam i przypuszczam że będzie
tak zawsze. Zaraził mnie tym mój ojciec… Ojciec, o którym nie potrafię mówić,
ani myśleć. Ten co mnie tak bardzo skrzywdził i wyrządził tyle szkód. Tak
bardzo go nienawidzę. Czasami żałuję że to właśnie on jest moimi ojcem. Bardzo
bym chciała żeby ktoś mnie pokochał i umiał mi to okazać, i nigdy nie
skrzywdził tak jak on. Marzę o tym od dawna, ale czy to moje marzenie się
spełni tego już nie wiem, niestety, ale mam nadzieję. W sumie to podobno
nadzieja umiera ostatnia. Stanęłam pod wielkim biurowcem, nie pewnie otworzyłam
duże, ciężkie, czarne, oszklone drzwi. Podeszłam do windy, wisiała na niej
karteczka
Winda
nie czynna!!
No świetnie, będę musiała iść po schodach na piąte
piętro. Wzrokiem odnalazłam drzwi z napisem schody. Po kliku minutach, moim
oczom ukazały się mały szyld z napisem 5
piętro.
Weszłam do środka i bum…
~*~
Kolejny dzień, znów do pracy przynajmniej będę mógł
zapomnieć o tym co wyrządziła mi Stephanie. Wszedłem do biurowca, już miałem
iść do windy ale moje plany zniszczyła kartka która na niej wisiała. Nie
czynna, świetnie po prostu. Udałem się w stronę drzwi, w których znajdowały się
schody. Pokonałem bodajże 200 stopni, gdy w końcu znalazłem się na piętrze w
którym pracuję, poszedłem do mojego biura. Jak zawsze przywitała mnie radosna
Lara.
-Dzień dobry Panie Verdas!-powiedziała z uśmiechem
-Dzień dobry Lara, masz coś dla mnie?-zapytałem
-Tak, ale to raczej nic ważnego-powiedziała i podała
mi pięć kopert
Nic jej nie odpowiedziałem tylko się lekko
uśmiechnąłem i poszedłem do swojego biura. Przejrzałem pocztę i spojrzałem na
zegarek. Wskazywał godzinę 10. O kurde, zapomniałem że ma przyjść nowa dziewczyna
do księgowości. Szybko wyszedłem z biura i jak najszybciej zacząłem iść w
stronę gabinetu, w którym zawsze odbywają się rozmowy kwalifikacyjne. Tuż przy
samych drzwiach wpadłem a jakąś dziewczynę. W ostatniej chwili zorientowałem
się że jeśli jej nie złapie spadnie.
~*~
Poczułam że się z kimś zderzam, przymknęłam oczy,
byłam gotowa na bliskie spotkanie z schodami które był tuż za mną. Nic takiego
się nie wydarzyło, poczułam na swojej tali czyjeś dłonie. Otworzyłam oczy,
leżałam w objęciach przystojnego bruneta. Popatrzyliśmy sobie w oczy i się
rozpłynęłam. Ma on w sobie coś niezwykłego, sprawia że moje serce zaczyna bić
szybciej chociaż w ogóle go nie znam. Gdy dotknął mojej ręki, po całym moim
ciele przeszedł przyjemy dreszcz. Pomógł mi wstać.
-Nic Ci nie jest?-zapytał mierząc mnie z góry do
dołu
-Nie raczej, nie-opowiedziałam lekko śmiejąc się
-Jestem Leon Verdas-powiedział i wyciągnął w moim
kierunku dłoń która od razu lekko uścisnęłam
-Violetta Castillo
-To ty chcesz zostać moją księgową!-krzyknął lekko
się śmiejąc
-Na to wygląda
-Przejdźmy do gabinetu tam załatwimy wszystkie
formalności-powiedział i wskazał na przeszklone drzwi
Nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam za szatynem.
Wskazał mi miejsce żeby usiadła, posłusznie zajęłam miejsce.
-Dlaczego chcesz tą pracę?-zapytał
Chwilkę zaczęłam nad tym myśleć.
-Jeśli nie chcesz nie musisz odpowiadać
-Nie, odpowiem na to pytanie-uśmiechnął się-od dawna
tym się interesuję, i obliczanie rachunków sprawia mi przyjemność
-Dlaczego akuratnie do mojej firmy przyszłaś?
-Znajoma mi powiedziała że jest to najlepsza firma w
całym Buenos Aires
-Dlatego się skusiłaś i przyszłaś?
-Nie, po prostu potrzebuję tej pracy
-Masz męża albo rodzinę?
-Nie sądzę żeby to pytanie było potrzebne w mojej
pracy-powiedziałam i lekko się zaśmiałam
-Ja też tak uważam, ale chcę wiedzieć czy możesz
dysponować dużą ilością wolnego czasu
-Ahh skoro tak, to nie mam męża a rodzinę mam daleko
stąd
-Daleko to znacz?-zapytał
-Madryt
-Jesteś z Madrytu?
-Nie koniecznie, mieszkałam tam przez osiemnaście
lat
-To długo-powiedział i zaczął przeglądać moje
CVI-masz 22 lata prawda?
-Tak
Nic nie odpowiedział tylko się serdecznie
uśmiechnął, widzę że praca tutaj to będzie czysta przyjemność, nie żałuję że
tutaj przyjechałam.
~*~
Łututu
O
to rozdział 3! Jak wam się podoba? Według mnie taki średni, no ale ujdzie w
tłumie xD Wiem rozdział miał być w sobotę albo w niedzielę, ale byłam na weselu
i nie za bardzo miałam kiedy go dokończyć. Osoby z którymi pisze na gg wiedzą o
tym :D Niestety również nie wiem kiedy będzie rozdział 4, ponieważ jutro
wyjeżdżam na kilka dni. Możliwe że blogiem zajmie się moja koleżanka i coś
tutaj doda ale jeszcze nic mi na ten temat nie wiadomo xD dziękuję wam za
wszystkie wyświetlenia i komentarze, chociaż ich nie jest zbyt wiele. Mam
nadzieję że chociaż pod tym rozdziałem będzie 5 komentarzy.
Mili